- A jak myślisz?-powiedziała opryskliwie Eliz- Pomyśl, jak mam na nazwisko?
- De Saint Germain - odpowiedziałam bez emocji
- A kto jeszcze miała tak na nazwisko?
- Niewi...- i wtedy mnie oświeciło - Hrabie de Saint Germain - szepnęłam
Nagle ze swojego miejsca wyskoczył Gideon i prawie podbiegł do siedzącej z pokerową twarzą Eliz.
- Jak tylko cię przesłuchają i wyciągną z ciebie wszystkie informacje, to przysięgam, że cię zabiję długą i bolesną techniką. Będziesz błagać żebym porostu cię dobił sztyletem, ale NIE!!! Ja będę patrzył jak konasz w kałuszy własnej krwi!!! - wysyczał Gideon przez zęby (na końcu wszystko wykrzyczał), wskazując na nią palcem tak, że prawie jeździł jej nim po twarzy.
- Skończyłeś już? - zapytała niewzruszona
Tym razem Gideon nie wytrzymał. Chciał ją pobić, ale mój ojciec go powstrzymał. Zdążył tylko ją (dość mocno) uderzyć w twarz.
- Gideon! Co ty sobie wyobrażasz! - upomniał go mój tata - Uświadom sobie, że to nie ona chciała zabić Gwen. Ona jest tylko jego córką! To nie ona cię zabiła.
- Ale to ona chciała nas dzisiaj zabić!
- Ale to ty zacząłeś - wtrąciłam się
- Jej ojciec nas zabił, a ty ją jeszcze bronisz! - krzyknął z wyrzutem
- Ja jej w cale nie bronie! - krzyknęłam
- Nie kłóć się z nim - szepnęła Eliz chwytając mnie za ramię - on i tak nie zrozumie
Po tych słowach nie wiedziałam co mam zrobić. Siedziałam i patrzyłam się w czarny punkt przed sobą przez jakiś czas, ale wtedy zaczęła się inna rozmowa
- Jeżeli twoim ojcem jest Hrabia, to kto jest twoją matką? - spytał (z wyraźnym trudem) opanowany Gideon
- Ja...Yyy... Ja nie wiem - powiedziała spuszczając wzrok - mój ojciec znał wiele kobiet
- Ta - prychnął Gideon - mogłem się domyślić
- O czym ty mówisz? - Eliz wyraźnie się ożywiła i wyprostowała na swoim siedzeniu
- O tym że twoja rodzina to wieczna patologia - odpowiedział Gideon z wyższością - W twojej rodzinie nikt nie wie, kto jest jego rodzicem
- Och, odezwał się,- prychnęła z wyrzutem Eliz - ten w którego rodzinie nie ma nic patologicznego
- Tym razem, o czym TY mówisz - zapytał zdziwiony Gideon podkreślając słowo 'ty"
- Mówię o tym, że jeszcze do niedawna twoja dziewczyna myślała że jej cioteczna babcia to jej matka, że jej rodzicami są zbuntowane nastolatki, że ona sama jest w związku ze swoim kuzynem. Czyż to nie jest patologia?
- Odszczekaj to - krzknął Gideon, podrywając się z siedzenia już nawet nie próbując się opanować
- Nie mam co odszczekiwać - mówiąc to wyprostowała się dumnie - to co powiedziałam to przecież cała prawda o waszym życiu
- Suka!
- Bardzo mi miło cię poznać, pojebie
I znów powtórzyła się sytuacja z chęcią mordu. Gideon znowu rzucił się na nią, ale tym razem nikt nie próbował nawet go powstrzymywać. Uderzył ją w twarz z taką siłą że aż upadła na sąsiednie siedzenie. Podniosła twarz i splunęła krwią. Wyglądała jeszcze gorzej niż na początku podróży
- To co powiedziałam to prawda i ty dobrze o tym wiesz, ale próbujesz to zniwelować żeby mieć szczęśliwe życie, ale tak długo się nie da
- Zamknij się!!!
- Nie mam....
- Czyżbym przeszkadzał - usłyszeliśmy głos Falka de Villiers i dopiero teraz uświadomiłam sobie że samochód sie zatrzymał, a my stoimy przed budynkiem Loży...
Przepraszam że wczoraj nic nie napisałam, ale jeździłam po lekarzach i nie miałam czasu na pisanie :-( Nowego Anonima serdecznie witam i zapraszam do czynnego udziału w tworzeniu bloga :-D
To opowiadanie napisałam aby jakoś uczcić dwusetny post
Brakuje mi trochę relacji między Gideonem i Gwen.
OdpowiedzUsuńOk. Mi też tego brakuje, ale chciałam jakoś zakończyć tą akcję ;-) Uczucie pomiędzy Gideonem a Gwen pojawi się za około dwa rozdziały :-D
UsuńŚwietny rozdział <3
OdpowiedzUsuńJa Ciebie też witam :)
Na pewno będę tu często zaglądać.
Kiedy nn ?
Jak zawsze podoba mi się, ale ten rozdział podobał mi się jeszcze bardziej niż poprzedni.
OdpowiedzUsuńCzekam na następny z niecierpliwością :D