- Nie, proszę się nie martwić.Nie przeszkadza Pan - i wtedy spojrzałam ze śmiercionośnym spojrzeniem na Gideona - w niczym ważnym
- To dobrze - odpowiedział Falk wyraźnie uspokojony - staliście tutaj z trzy minuty i nie wysiadaliście.
- Taak - powiedział Paul przeciągając samogłoskę - Gideon i ta tutaj - pokazał palcem na Eliz - mieli sobie coś do wyjaśnienia
- Mam na imię ELIZABETH!!!! - krzyknęła mocno zirytowana
- Oj tam, oj tam...
- Właśnie zabiłeś jednorożca cielaku - usłyszeliśmy głos Lucy wsuwającej głowę o otwarte okno samochodu
- Cześć kochanie - szepnął uradowany Paul
- Nie rozczulaj się - powiedziała służbowym tonem - musiały zabrać z stąd córkę Hrabiego
- Bosz... - jęknęła Eliz
- Co? Czyżby ukochana córeczka wstydziła się swojego tatusia? - powiedział Gideon uśmiechając się chamsko
- Zamknij się gnido - odezwała się groźnie Eliz
- Och, nadepnąłem na odcisk? - jeszcze bardziej wykrzywił usta w uśmiech, ale w jego oczach można było odczytać żądze mordu
- Nie daruję ci tego chuju! - krzyknęła rozwścieczona. Poderwała się ze swojego miejsca, chwyciła Gideona za bluzkę i wypchnęła go z samochodu, z taką siłą że on sam nie zdążył złapać równowagi po potknięciu się o krawężnik i upadł na plecy. Wszyscy byli za bardzo sparaliżowani żeby cokolwiek zrobić. Eliz perfekcyjnie to wykorzystała i kopała go z całej siły w brzuch, nie dbając o to że jest na boso.
- Boli, prawda? Boli fizycznie, ale nie psychicznie. Nie wiesz co to jest utracić ojca! Nie wiesz co to jest za wszelką cenę dbać o jego dobre imię! - za każdym zdaniem mocniej kopała - Nie wiesz co to jest być jedyną osobą na świecie która cię rozumie, sam dla siebie! - Krzyknęła i uderzyła Gideona w kolana. On przekręcił się na bok, skulił i złapał się za kolana
- Suka!
- Przepraszam, ale co powiedziałeś? - spytała z przekąsem - Niestety niedosłyszałam? - kiedy po kilku sekundach Gideon nic nie mówił, tylko patrzył się na nią jakby była najgorszą rzeczą jaka mogłaby istnieć, Eliz nadepnęła mu na dłoń. Gideon jęknął cicho
- Powiedziałem wcześniej że jesteś Suką! - powiedział z grymasem bólu na twarzy
- Odszczekaj to! - krzyknęła Eliz nie bawiąc się już w sarkazm i podskoczyła mu na ręce. Gideon krzyknął. Boże, jak ja mogłam być tak głupia i nic nie robić, ale cóż, co miałam niby zrobić? Przebić ją szpadą jak tego służącego Hrabi?
- Nie mam zamiaru! - krzyknął Gideon nie próbując już ukrywać bólu
- Jeszcze mi za to słono zapłacisz! - krzyknęła i kopnęła go w bok, tak żeby opadła na plecy i usiadła na nim okrakiem bijąc go pięścią po twarzy, szyi i ramionach. Dopiero teraz mój ojciec odzyskał zimną krew i ruszył w ich stronę. Odciągną Eliz, wykręcił jej ręce i próbował jej związać ręce sznurem który
(nie wiem kiedy i jak) ściągnęła w samochodzie, ale ona ciągle mu się wyrywała
- Lucy! Lucy pomóż mi z nią. - Moja mama dopiero teraz odzyskała "żywotność" i podbiegła żeby ją przytrzymać. Nie wiem ile ta dziewczyna ma siły, ale nawet teraz nie mogli jej utrzymać.
- Falk, Falk pomóż!!!! -krzyknęli równocześnie tak głośno, że sama się "obudziłam"
- A może ja pomogę? - zaproponowałam ale w tym samym czasie z pomocą Falka, udało im się okiełznać Eliz, więc tylko krzyknęli
- Nie! Ty zostań i zajmij się Gideonem!
- Dobrze... - powiedziałam niepewnie, bo patrząc na Gideona i analizując czego przed chwilą dokonał, zaczynałam się go bać.
Ok. Dostałam komentarz że brakuje wam Gideona i Gwen, więc spoko. Pojawią się w następnym rozdziale, gdyż musiałam tą akcję doprowadzić do końca :-P
Pozdro
~Truski♥
Świetny rozdział <3
OdpowiedzUsuńJuż nie mogę się doczekać następnego :D