środa, 12 marca 2014

Rozdział IV część V (kontynłacja)

- Taak - powiedziałam zawstydzona do Dr. Whita - bo widzi pan, Gideon potrzebuje pomocy medycznej
- Co  tak dziwnie się zachowujesz?
- Jak dziwnie? - zapytałam marszcząc czoło i drżącymi dłońmi założyłam włosy za uszy
- No drżą ci ręce i próbujesz mówić bardzo elokwentnie
- Nie, nie proszę pana - mówiąc to zacisnęłam mocno ręce żeby nie było widać jak bardzo mi drżą mi dłonie - Ale pra.. chcę przypomnieć że Gideon potrzebuje pomocy - poprawiłam się żeby nie mówić zbyt ładnie
- A gdzie on jest?
- Leży przed drzwiami do Loży...
- Gwendolyn! I ty do tam tak zostawiłaś! - krzyknął zaskoczony
- No taak, radził sobie w gorszych sytuacjach
- Ale nie pomyślałaś że ludzie przechodzący obok nogą się tym zainteresować?
- Ach... nie pomyślałam... - wymieniliśmy porozumiewawcze spojrzenia i obydwoje zaczęliśmy biec. Biegłam z zaciśniętymi zębami, gdyż po ostatnim spotkaniu z Hrabią de Saint German jeszcze byłam obolała.
Kiedy wybiegliśmy na zewnątrz ludzie powoli zaczęli zbierać się przy Gideonie, a ja uświadomiłam sobie, że on jest nieprzytomny.  Podbiegłam do niego bliżej, przepychając się przez ludzi a kiedy już się przy nim znalazłam uklęknęłam i spojrzałam na niego.  Przed oczami stanął mi Hrabia strzelający do Gideona.  Jego bezwładne ciało w kałuży krwi. Zaczęłam płakać.
- Gwendolyn,  przecież wiesz że cierpię bardziej jak płaczesz - usłyszałam głos Gideona jakby odbijał się echem. Otworzyłam oczy i zobaczyłam jego kochany uśmiech. Nie wytrzymałam. Co z tego że mieliśmy sporą widownię. Pochyliłam się nad nim i szepnęłam
- Kocham Cię. Wybacz mi za to co powiedziałam i zrobiłam przed chwilą.  - następnie dotknęłam dłoniom jego policzka i złożyłam na jego ustach delikatny pocałunek.  "Widownia" zaczęła się śmiać i klaskać.
I tym optymistycznym akcentem kończymy ten rozdział ;-)

1 komentarz: