- Nie, nic się takiego nie stało - powiedziałam nieobecnie. Nienawidziłam okłamywać Gideona, ale nie było innego wyjścia. Przynajmniej teraz...
- Och, proszę cię Gwenodlyn - westchnął zrezygnowany - nie mam zamiaru znowu zaczynać całego monologu. - powiedział, wziął mnie za rękę i pociągnął w stronę sofy. Usiedliśmy na niej naprzeciw siebie po turecku i zapatrzyli się w siebie. On miał bardzo wyczekujący i stanowczy wyraz twarzy, ale jednocześnie jakoś cudownie łagodny. Chciałam żeby moja twarz wyglądała wyluzowanie, ale w rzeczywistości zapewne wyglądało to na coś w stylu "Jestem małym kotkiem, proszę, nie dobijaj mnie ty potworze".
- I co, masz zamiar tak siedzieć i się na mnie patrzeć tym swoim błagającym o litość spojrzeniem - A jednak! Wiedziałam że tak patrze. Fuck!
- Tak szczerze mówiąc...
- Gwen, po prostu mi to powiedz - w tym momencie użył swojej tajnej broni. Delikatnego, pomocnego tonu, który zawsze wykorzystywali w rozmowach psychologowie i nauczyciele. Tak, nauczyciele. Tak, nauczyciele historii i angielskiego. Tak, Pan Withman. To sprawiło, że poczułam sie znowu jak wtedy kiedy nagle okazało się że jestem podróżniczką w czasie i wszyscy w okół mają jakieś tajemnice. To mnie przytłoczyło. Znowu. Po policzkach spłynęły mi pojedyncze łzy, a ja (chcąc, nie chcąc) poddałam się i wtuliłam głowę w pierś Gideona. Na początku był sztywny, jakby go to zaskoczyło, ale zaraz potem rozluźnił się, przytulił mnie do siebie, pogładził po włosach i oparł podbródek na moich włosach. Chwilę tak siedzieliśmy aż w końcu on wyszeptał mi na ucho
- Chcesz o tym porozmawiać? - zapytał. Z oczu spłynęło mi już chyba tyle łez, że chyba całą koszulę miał mokrą i brudną do tuszu. (Cholera, po co ja malowałam rzęsy!?) Odsunęłam się na tyle od Gideona, żeby dalej być w jego uścisku, ale móc na niego spojrzeć. Nie jestem pewna czy to dobrze, że on na mnie spojrzał, bo pewnie teraz wyglądałam jak miś panda z rozmazanych makijażem ( i znowu te oczy!). Wreszcie zebrałam się w sobie, żeby mu powiedzieć prawdę. Całkowitą, szczerą prawdę.
- Bo chodzi o to, że coś mnie tu nie pokoi - powiedziałam chlipiąc - Elizabeth wygląda tak, jakby nas wszystkich znała od zawsze, ale ja jej nie. A poza tym bardzo się boję co wyniknie z tej ucieczki Hrabiego - po chwili dodałam jeszcze - Chodzi też o to, że w czasie rozmowy Falka, mojej mamy i Elizabeth usłyszałam głos Charlotty. Nie rozumiem o co tu chodzi. - dokończyłam ledwo powstrzymując dalsze chlipnięcia.
- Ok, rozumiem - powiedział marszcząc brwi. - Omówmy każdy punkt osobno. Po pierwsze: Elizabeth to straszna zdzira, która uważa się za władcę świata, którego wszyscy ludzie są poddanymi, Po drugie: Nie bój się. jesteś całkowicie bezpieczna. Mamy swoich ludzi we wszystkich zakątkach Londynu. A ponad to każda tobie osoba bliska ma obstawiony dom naszymi strażnikami, lepiej jak królowa - w tym momencie musiałam się zaśmiać. Gideon wyraźnie się ożywił widząc że już mi lepiej. - Po trzecie: Charlotta była tutaj tylko i wyłącznie po to, żeby dogryść Eliz tymi swoimi wrednymi sztuczkami. - uśmiechnął się
- Niestety jej się nie udało - powiedziałam poważniejąc - Ale jednak jest jeszcze inna sporawa....
- A mianowicie?
- Chodzi o to że - przerwałam na chwilę - Chodzi o to że w trakcie rozmowy z Elizabeth moja mama zadała jej pytanie : Dlaczego wróciłaś?
- No i co? - zapytał z podejrzliwą miną
- Jak to co? Użyła czasu przeszłego od słowa wracać!
- Ponawiam pytanie
- No nie mów że nie jarzysz! To oznacza że ona już kiedyś tu byłą! I do tego znała moją mamę! I te wszystkie zagadki zdają się schodzić w całość w jakimś punkcie, tylko nie wiem w którym! - ostatnie słowa wykrzyczałam, a zaraz potem znowu zaczęłam płakać. Tym razem z bezsilności. Gideon znowu przytulił mnie do siebie i wyszeptał
- Jak widać siedzą w tobie jeszcze pozostałości po akcji odbicia ciebie z rąk Hrabiego. Musisz ochłonąć
- Gideon! - krzyknęłam mu w pierś - to było niecałe 10 godzin temu! Niby jak mam ochłonąć!
- Ok. Głupio to zabrzmiało, ale musisz uwierzyć w to, że jesteś bezpieczna - mówiąc to pogładził mnie po włosach
- Ale Hrabia nadal jest na wolności!
- Tak ale jak ci już mówiłem na wolności są również twoi ochroniarze! Proszę cie, uspokój się.
Podniosłam głowę i spojrzałam na jego usta. Uśmiechał się. Zaraz potem przestał. Położył dłoń na moim policzki, a kciukiem okrążył moje usta. Wiedziałam co chce zrobić. Przyciągnął mnie do siebie tak mocno że zaczął mnie boleć kręgosłup. Pocałował mnie delikatnie, bardzo delikatnie. Mimo tego że ja próbowałam bardziej to rozwinął on z wyraźnym trudem (ale skutecznie) nie dawał nabrać się na żadne sztuczki jakie próbowałam. Wreszcie oderwałam się od niego i stanęłam na ziemi
- Masz zamiar się tak mną bawić!?
- Co? O co ci chodzi?
- Chodzi o to że... - nagle przypomniało mi się co mi mówił w tunelu przed akcją - Nie, nic, zapomnij. - szepnęłam już spokojnie. - To może ja zacznę odrabiać lekcje a ty się prześpisz - zaproponowałam speszona
- Tak, też tak myślę - odpowiedział bez emocji, całkowicie obojętnie, tak jakby pomyślał o tym samym.
Podeszłam do torby i wyjęłam z niej moje książki. Zdjęłam jedno z krzeseł stojących przy ścianie na kupie i przeniosłam je do biurka. Rozłożyłam swoje materiały i zaczęłam wypisywać sobie na kartce A-4 czerwonymi (wielkimi) literami słówka z niemieckiego, które musiałam umieć już na jutro. Tematyka była dość dziwna. To tak zwana "Rodzina". Z rodziną najlepiej wychodzi się na zdjęciach, szczególnie gdy jest to zdjęcie z Charlottą i ciotką Glendą.
- Śpij dobrze - powiedziałam tylko ale w odpowiedzi usłyszałam równomierny oddech.
Mam tylko uwagę, że Gwen uczyła się francuskiego :) Było to w czerwieni rubinu, kiedy Gideon rozmawiał z hrabią po francusku i ona mówiła, że mimo że miała z francuskiego mocną czwórkę już od kilku lat, to części nie rozumiała :)
OdpowiedzUsuń